gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

LISTY Z TOKIO - Odrobina piękna Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(17 głosów)

     To jest felieton o dwóch niezwykłych kobietach, bardzo współczesnych. Łączy je jedno: miłość do kimona. Wiele Japonek w dwudziestym pierwszym wieku nadal pielęgnuje to zamiłowanie. Pozwala ono obcować z pięknem w wielkim mieście, gdzie króluje beton i jaskrawy kicz reklam. Chociaż to kosztowne hobby, w Japonii wciąż nie brakuje kobiet, które z pasją noszą, kolekcjonują, a nawet szyją kimona. Zgadzam się z amerykańską antropolożką Lizą Dalby, która weszła w świat japońskich gejsz: widok dobrze ubranej kobiety w kimonie zapiera dech w piersiach.

    Moja szwagierka pracowała w kancelarii prawniczej, obsługującej fuzje i przejęcia. Nie wiem, ile zarabiała, podobno sporo. Dwa lata temu zdiagnozowano u niej kliniczną depresję. Pewnego dnia stwierdziła, że nie wsiądzie więcej do porannego metra. Nie i już. Przez jakiś czas w ogóle nie wychodziła z domu, nie odbierała telefonów. Teraz też raczej woli wymieniać maile (chociaż to już powszechne zjawisko nie tylko u depresyjnych). A potem wypisała się z wyścigu szczurów. I zgodnie z zaleceniem lekarza, znalazła sobie hobby. Para się tradycyjnym japońskim krawiectwem - sztuką szycia kimon. Bierze lekcje, odnalazła radość w tym zajęciu. Chodzi też na kursy doradztwa finansowego (to w ramach darmowych szkoleń dla bezrobotnych. Lekcje szycia kimon kosztują, jak wszystko związane z tradycyjnym japońskim strojem). Zdobywa nowe kwalifikacje i podejmuje próby powrotu do pracy, ale na innych, bardziej świadomych, samodzielnych warunkach. Nie śpieszy się. Dzięki praktyce w kancelarii prawniczej nauczyła się dość, aby wynegocjować odszkodowanie za straty poniesione na zdrowiu w czasach, gdy pracowała pod nieustającą presją. Za mąż już raczej nie wyjdzie, chociaż nigdy nic nie wiadomo. Ale kocha kimona. Co jakiś czas wpada do domu moich teściów i robi wielkie porządki, przekładając pudła z tekstylnymi zasobami teściowej. Proponowała mi ich wspólne przymierzanie. Na razie się wymiguję, wolę podziwiać kimona na innych niż podejmować wyzwanie dopasowania ich do mojej europejskiej figury. Poza tym nie czuję się pewnie mając na sobie sztukę odzieży, która może kosztować tyle co dobry samochód. I jest w rodzinie od nie wiadomo ilu pokoleń…

     Dobrze, że jest ktoś taki jak moja szwagierka. Ktoś, kto pokazuje, że można wypisać się z wyścigu szczurów. I zająć odrobiną piękna, chociażby na jakiś czas. Wiem, nie każdego stać na jej wariant. Ale warto poszukać w życiu tej odrobiny piękna, której wszyscy tak bardzo potrzebujemy. I warto też wykazać odrobinę zrozumienia dla tych, którzy podejmują nietypowe wybory życiowe. Fakt, że w społeczeństwie japońskim jest to możliwe, napawa mnie optymizmem.

     Drugą niezwykłą kobietę poznałam na wakacjach w Indiach. Stała razem ze mną w kolejce do jednej z atrakcji turystycznych. Zagadałam do niej po japońsku, bo nudno było i gorąco. Namówił mnie szwagier, którego ciągle bawią reakcje ludzi na fakt, że mówię płynnie w tym języku. Japonka ucieszyła się bardzo. Wyglądała na studentkę, okazało się, że jest po czterdziestce (czytelniczki zainteresowane pytaniem, jak ona to robi odsyłam do książki „Japanese women don’t grow old or fat”). Była z koleżanką taką bardziej nieśmiałą, szybko zdominowała konwersację. Pani (nazwijmy ją roboczo Satomi) okazała się być managerem w jednej z wiodących firm branży telekomunikacyjnej. Kiedy wręczyła mi wizytówkę i poinformowała, że zatrzymują się w Bombaju w hotelu Tadż Mahal, dotarło do mnie, że to jedna z nielicznych Japonek, które wdrapały się na szczyt korporacyjnej drabiny. Swoją wysoką pozycję społeczną ukrywa całkiem dobrze. Szalenie bezpośrednia, zabawna, podróżowała po Indiach w bawełnianych szmatkach po raz już chyba piąty. Samotna po rozwodzie, z nadzieją, że kogoś spotka. Życzę jej jak najlepiej, chociaż trudno mi wyobrazić sobie mężczyznę, który dorówna jej energią.

     Spotkałam ją ponownie w Tokio, umówiłyśmy się na lunch w pobliżu centrali jej firmy. Znam bezlitosne statystyki maskulinizacji wyższych kręgów biznesu w Japonii, ale tutaj biły one po oczach. W dzielnicy luksusowych biurowców, w której się spotkałyśmy prawie nie widziałam kobiet. A jeżeli, to były to sekretarki i asystentki – łatwo je poznać po dziewczęcym stylu bycia (bez względu na wiek) i uniżonej uprzejmości, której moja znajoma jest zupełnie pozbawiona. Nie, nie jest arogancka. Jest prosta i bezpretensjonalna, życzliwa. Rozmowa z nią sprawia przyjemność – to osoba inteligentna, oczytana, można z nią pogadać na każdy temat. Pieniądze wydaje na podróże – była w Polsce, oczywiście. Bez skrępowania informuje mnie, że „jedzenie to tam macie paskudne” (dodajmy, że odwiedziła nasz kraj w latach 80.). Mimo zniechęcających doświadczeń z paskudnym jedzeniem, przyleciała do Warszawy specjalnie na nasz ślub. W ostatniej chwili dopytywała mnie mailem, czy to prawda, że na polskim weselu koniecznie trzeba mieć partnera do tańca (tak jej powiedzieli inni polscy znajomi). Odpisałam jej, że nie na moim, nigdy w życiu.

     Ostatnio rzadziej się widujemy, ja wyszłam za mąż, ona też zajęta, nasze drogi trochę się rozeszły. Narzeka na kłopoty ze zdrowiem. Wiem, że czuje się trochę samotna. Ale ma jedną dobrą wiadomość: nauczyła się sama zakładać kimono. Większość współczesnych Japonek tego nie potrafi, to umiejętność, której uczą na specjalnych kursach. Kimono ma wiele warstw, kilku, albo nawet kilkunastometrowy pas można wiązać na wiele wysoce artystycznych sposobów. Pani Satomi chciała założyć kimono na nasz ślub, ale w końcu zdecydowała się na europejską sukienkę. Nie umiała wtedy sama ubrać się w kimono, teraz już umie. I namawia mnie, żebym spróbowała jednak przymierzyć kimona teściowej. One czują się samotne, kiedy nikt ich nie nosi. Piękno nie powinno leżeć odłogiem. Może spróbuję.

 

---------------------------------------------------------

Iwona Merklejn – japonistka, medioznawca, dr nauk humanistycznych. Wykładała na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz JAIST (Japan Advanced Institute of Science and Technology). Obecnie pracuje nad książką o historii Igrzysk Olimpijskich oraz piłki siatkowej kobiet w Japonii. Luźno związana z Uniwersytetem Tokijskim, głęboko związana z mężem, tokijczykiem zakochanym w swoim mieście - Nobuyą Ishiim.

Iwona Merklejn 13.10.05d

 

Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się